21 listopada 2015

Amulet Płanetnika - fragment

Pradawne dzikie lasy i moczary zamieszkiwały całe zastępy duchów, straszydeł i upiorów. Jednym z nich był Borowy, zajmujący zaszczytne miejsce wśród leśnych demonów — pan i strażnik puszczy oraz władca zwierząt. Miał wiele imion; ludzie mówili o nim Leszy, Laskowy, Leśnik, Gajowy albo po prostu Leśny Dziad. Najczęściej przybierał postać biesa albo mężczyzny z długimi skołtunionymi włosami, o nienaturalnie białej twarzy. Potrafił zmienić się w zwierzę, ptaka, a nawet wiatr. Zazwyczaj był przychylny ludziom zbierającym leśne runo i niejednokrotnie chronił ich przed dzikimi zwierzętami albo pomagał zabłąkanym odnaleźć drogę powrotną. Jednak czasami mógł doprowadzić człowieka do niechybnej zguby, a miał na to dziesiątki sposobów.

Zapałał miłością do rusałki o imieniu Bogina, która oczarowała go swoją urodą i wciąż zabiegał o jej względy. Prawie co noc biegał po borze, próbując ją znaleźć, a czasami przybierał postać wilka albo puchacza i podpatrywał ją z ukrycia. Leśna panna nie odwzajemniała jego uczucia, a wręcz przeciwnie, ogarniała ją wściekłość na umizgi paskudnego zalotnika. Swoją złość przelewała na przypadkowo spotkanych ludzi, szczególnie młodych mężczyzn; wabiła ich w głąb puszczy i doprowadzała do skrajnego wyczerpania. Nieszczęśliwy adorator, aby choć na chwilę o niej zapomnieć, brał udział w różnych sabatach i hulankach.

Na jednym z takich spotkań usiadł przy diablicy Kumieli, a ona cierpliwie wysłuchała jego historii o nieodwzajemnionej miłości i zaproponowała mu swoją pomoc.

— Mam wiele sposobów na zakochanie, ale w większości dotyczą one ludzi. Na twoją wybrankę trzeba czegoś innego, czegoś, czego rusałki nie znają.

— Czyli czego?

— Przyjdź jutro o zmroku nad strugę i czekaj na mnie pod starą wierzbą — szepnęła mu do ucha.

Demon nic nie odpowiedział, tylko skinął głową na znak zgody.

— Będziesz zadowolony — powiedziała już głośniej Kumiela.

Zalotnie dała mu kuksańca w bok i chwyciła za łapę.

— A teraz pohulajmy!

Chcąc nie chcąc, podążył z nią i przy wtórze czarciej muzyki, wśród zgiełku i tumanów kurzu wirowali do świtu.


Autor:  Ewa Lidia Turowska
Ilustracje: Małgorzata Peszko






1 komentarz:

  1. Świetne opowiadania! Czyta się jednym tchem! Pani Ewo, koniecznie proszę zaznaczyć, że jest Pani autorką tych opowiadań, gdyż nigdzie nie jest to napisane, a koniecznie należny to podkreślić!

    OdpowiedzUsuń